Hunter nie jest może zespołem wydającym regularnie płyty, ale za każdym razem, gdy to zrobią, tworzą przy okazji szum wokół siebie. Tak też jest i teraz. Na początku marca ukazał się ich najnowszy album zatytułowany "MedeiS", a oto wywiad, który udało mi się przeprowadzić z Pawłem Grzegorczykiem, wokalistą Huntera, w związku z premierą tego wydawnictwa oraz towarzyszącą mu trasą koncertową.
Wiem, że pytania o historię zespołu mogą być irytujące, jednak być może nie wszyscy nasi czytelnicy mieli dotychczas okazję was poznać. Proszę więc o krótką historię zespołu: skąd jesteście, kiedy powstaliście, skąd pomysł na nazwę oraz jaki jest wasz obecny skład.
No tak, to już prawie 18 lat… Zaczęło się w szczycieńskim LO. Graliśmy covery, to był rok 1986. Zagraliśmy swój pierwszy poważny koncert w rodzimym MDK-u z okazji 1-go Maja, tuż przed maturą. Był niezły czad! Mamy, jeśli nie skandaliczne, to na pewno niekonwencjonalne fotki z tego koncertu. Jak my byliśmy ubrani (śmiech)! Zamieścimy je kiedyś na stronie. Graliśmy wtedy próby w specyficzny dość sposób. Ponieważ w tygodniu było to wykluczone, pozostawały weekendy. Głód grania był taki, że próby trwały po 7-8 godzin. Jeśli była to akurat zima, to wchodziliśmy o 7.00, czyli – ciemno, a wracaliśmy 14-15, czyli ciemno… Mamuśka wielokrotnie proponowała mi zabranie łóżka ze sobą. To były naprawdę piękne czasy. Pierwszy raz pojechaliśmy do Jarocina… Oczywiście jako słuchacze, bo nasze demo nie spodobało się komisji weryfikacyjnej. Obiecałem sobie wtedy, podniesiony na duchu tym, co zobaczyłem i usłyszałem, że jeśli tam wrócę, to tylko jako wykonawca, wierząc naturalnie beztrosko, że nastąpi to już za rok. I jak myślisz? No cóż… Nigdy więcej tam się nie pojawiłem. Teraz sobie żartuję, ale wtedy ciężko to przeżyliśmy. Zawsze byliśmy maniakalnie oddani temu zespołowi. Przez pierwsze 4 lata istnienia graliśmy tylko covery, np. Defa Lepparda, Scorpions, Accept, Iron Maiden, później Metalliki. Pierwszy kawałek własny, a z tego co pamiętam, trzeci w ogóle, to suita "Requiem". Dlatego też między innymi postanowiliśmy tak nazwać naszą pierwszą płytę. Po 8 latach grania w MDK-u przeniosłem się wraz z naszym akustykiem, Jankiem Olszewskim, do Wawy, gdzie co tydzień Brooz i Fester przyjeżdżali na próby. Z Łodzi i z Olsztyna! Ale po roku pojechaliśmy do Niemiec i nagraliśmy we trzech "Requiem". Zresztą graliśmy tam prawie rok w rok. Był czas, że nawet, paradoksalnie, częściej niż w Polsce. Po wydaniu płyty przez pewien okres był z nami Mooha, czyli gość, który na samym początku grał z nami w czasach LO. Wejście Moohy to okres Woodstock'96. Po kolejnych 4 latach przeprowadziłem się do Olsztyna i tak jest do teraz. Niestety, bez Festera, który pozostał w Łodzi. Zaczął grać Saimon. Odszedł Mooha. Pojawił się Pit, który pochodzi z Raciąża, czyli według naszych kryteriów – też ze Szczytna. Studiuje jednak od zawsze w Olsztynie, w którym właśnie mieszkamy (poza Saimonem) i gramy próby. Do składu dwa lata temu dołączyli także Indianie na Kongach, czyli Żaba i Musik, i od czasu "MedeiS" oczywiście maestro Jelonek (Ankh) na skrzypcach. Czasem wspomaga nas na koncertach również Aka, czyli człowiek, który produkował "MedeiS" i grał również na basie. Na scenie występuje nas więc, nomen omen… siedmiu.
Pewnie przyznasz mi rację, że historię zespołu można podzielić na dwa etapy – przed oraz po utworze "Kiedy umieram…". Jak zareagowaliście na oszałamiającą popularność, jaką utwór ten zdobył w polskich mediach?
Byliśmy w ciężkim szoku. Naprawdę trudno było uwierzyć, że ten utwór zafunduje nam takie przeżycia (śmiech). Zwłaszcza, że w momencie wejścia na listę miał już 7 lat…
Przy wspomnianiej już ogromnej popularności "Kiedy umieram…" chyba nie sposób nie zapytać o okoliczności powstania tego utworu oraz źródła inspiracji. Co możesz mi na ten temat powiedzieć?
"Kiedy umieram…" to kwintesencja człowieczeństwa. To kwintesencja natury człowieczej. Tego, jaki [człowiek] potrafi być piękny i przerażający. Dużą inspiracją były po prostu wiadomości ze świata i otaczającego nas życia. Właśnie rozpoczęty kolejny makabryczny taniec między ludźmi u władzy, ponieważ komuś za mało było pieniędzy czy rządzenia. Pociągnęło to za sobą jak zwykle olbrzymie ofiary wśród ludzi po wszystkich stronach i nie byli to ludzie odpowiedzialni za konflikt. Poza tym historia… "Kiedy umieram…" to podróż prawdziwie historyczna, od początku istnienia człowieka na ziemi poprzez czasy obecne i wybiegająca w przyszłość, którą niestety znowu w pewnym sensie łatwo przewidzieć…
Występowaliście na ubiegłorocznym Przystanku Woodstock. Jak wspominacie koncert przed tak wielką publicznością?
Życzę każdemu artyście i zespołowi, żeby mógł wystąpić przed taką publicznością i to jeszcze na festiwalu pokojowym. Tego się nie da opowiedzieć. Cokolwiek bym nie powiedział i tak nie odda to klimatu tego miejsca i tego koncertu. Tam po prostu trzeba pojechać. Koniecznie. Zero przemocy i agresji. Trudno mi sobie wyobrazić bezpieczniejsze miejsce. A rodzice dzieciaków, którzy nie chcą ich puścić do Żar, powinni sami przyjechać i zobaczyć. Myślę, że zdziwiliby się bardzo, choćby tym jak wiele osób spotkają w ich wieku. I mówię to z całą świadomością, ponieważ uczestniczyłem tam nie tylko na scenie. Byłem również po drugiej stronie cały kolejny dzień.
Czy w tym roku też planujecie tam zagrać?
Jurek już nas oficjalnie zaprosił na tegoroczny Przystanek! Planujemy niezwykłe muzyczno-tekstowo-wizualne widowisko pod tytułem "MedeiS".
Jak zauważyłem, jesteście jednym z zespołów, który przykłada dużą rolę do internetu. Wasza strona cieszy się dużą liczbą odwiedzin, macie kilka stron nieoficjalnych, internetowy fanklub, chat. Jak udało się wam przyciągnąć tylu młodych ludzi pomimo niezbyt intensywnego promowania zespołu przez media?
Przyznam uczciwie, że do pomysłu strony internetowej odnosiłem się na początku z rezerwą. Bardzo się pomyliłem… Nasz webmaster, Canis, stworzył coś, co pozwoliło nam dotrzeć do tysięcy fanów. Strona systematycznie się powiększa o nowe działy, powstały nowe. W tej chwili jest ich 9. Można w nich znaleźć praktycznie wszystkie najważniejsze informacje o Hunterze, łącznie z muzyką, tekstami, fotkami, wywiadami itd. Internet to przyszłość dla zespołów, które mają niewielkie lub żadne szanse, by dotrzeć do szerszego grona odbiorców przez radio i TV. W Polsce to wciąż się rozkręca, ale już wkrótce komputer i dostęp do sieci będzie miała większość z nas.
Przejdźmy teraz do tematów bardziej aktualnych. 7 marca do sklepów trafił wasz trzeci album – "MedeiS". Powiedz mi, skąd taka nazwa?
"MedeiS" to anagram. Czytany od tyłu pozwoli poznać właściwy sens płyty… To magiczna cyfra… Łączy w sobie tyle pozytywnych i negatywnych uczuć. Zauważ jak często odnajdujemy ją w życiu, na każdym kroku. 7 dni tygodnia, 7 wspaniałych, 7 mieczy Wylanda (z mojego ukochanego serialu Robin Hood z muzyką Clannad), 7 dziewcząt z Albatrosa, 7 czterech pancernych… 7 grzechów głównych…? Właśnie, oto ciemna strona siódemki… Jej dwoistość jest porażająca. A tych siódemek jest o wiele więcej… Natomiast nie bylibyśmy sobą gdybyśmy jej nie odwrócili (śmiech).
Jak długo zajęło wam napisanie materiału na płytę i jego nagranie w studiu oraz jakie są wasze wrażenia z tego okresu?
Zaczęliśmy 7 sierpnia, dwa dni po Woodstock, w Olsztynie, w radiowym Studio Pro, gdzie zarejestrowaliśmy perkusję, część basów i konga. Trwało to 3 dni. Później przenieśliśmy się do Izabelin, gdzie byliśmy już do wielkiego finału. Materiał powstawał w ciągu 7 lat. Mieliśmy problem ze znalezieniem wydawcy. Na szczęście pojawił się nasz menadżer, Arek Michalski, który doprowadził nagrania do skutku, zajął się promocją i wydaniem i wyczarował trasę koncertową. Wszystkie te etapy były dla nas wielkim przeżyciem, czekaliśmy na to bardzo, bardzo długo. Do premiery… 7 marca 2003 (śmiech)…
Słyszałem w jednej z waszych wypowiedzi, że "MedeiS" ma być albumem koncepcyjnym. Możesz opowiedzieć mi coś o waszym najnowszym wydawnictwie?
"MedeiS" to muzyczna i tekstowa eksploracja po wielu gatunkach i stylach muzycznych. Łączy w sobie moc i subtelność, poezję i brutalny, bezpośredni atak, dotyczy naszego życia, naszych problemów i naszego zagubienia. Dotyka najbardziej skrywanych przez nas emocji, poglądów, spostrzeżeń i bytu. Nie jest to płyta dla małych dzieci. Miejscami to prawdziwy kopniak w dupę hipokryzji, zakłamaniu, przemocy, nietolerancji, manipulacji i głupocie. Wielu z nas odnajdzie się na niej… I może to nie być miłe. Ja się odnalazłem w kilku miejscach.
Jeszcze przed premierą płyty ściągnąłem z waszej oficjalnej strony utwór "Fallen", który znalazł się na ""MedeiS"". Po przesłuchaniu go byłem bardzo pozytywnie zaskoczony. Jak udało wam się stworzyć tak przejmujący, a zarazem energiczny kawałek, którego chce się słuchać w kółko?
Pasja jest naszym największym motorem. Pasja, którą czujemy od dawna. Od początku naszego istnienia. I to właśnie ona znalazła odbicie w tej muzyce. Od "Fallen" zaczęły się istotne zmiany w sposobie podejścia do tego, co tworzymy. Otworzyliśmy się na inne klimaty, przestaliśmy być niewolnikami gatunku i stylu. Nasz styl to wypadkowa tak wielu gatunków, że sam w sobie jest już czymś zupełnie nowym. Soul metal. Muzyka duszy. To bardzo dziwny kawałek, ale masz rację, bardzo wciąga, jest trochę hipnotyczny. Na próbach potrafiliśmy grać go w kółko przez godzinę. Na koncertach zyskuje jeszcze większe bicie.
Czy taka jest cała płyta, czy też może jest to tylko jedyny utwór w takim klimacie na całym krążku?
"MedeiS" jest nieprzewidywalna, bardzo zaskakująca, ale wbrew pierwszemu wrażeniu szybko zrozumiemy, że to nierozerwalna całość. Jeden krzyk. Wszystkie kawałki są dla mnie wyjątkowe, włożyliśmy w nie wiele serca, duszy. Mieliśmy bardzo poważny problem z wyborem utworu, którym powinniśmy rozpocząć promocję. Było trzech kandydatów: "Siedem", "Greed" i "Fallen". Dwa miesiące się zastanawialiśmy, aż tak zdania były podzielone. Później pojawił się Why? I So… i "Fantasmagoria". I dobrze, że się to zdarzyło już po wybraniu utworu singlowego (śmiech).
Obecnie wiele zespołów rezygnuje ze śpiewania po polsku. Wasz największy przebój, "Kiedy umieram…" był jednak utworem polskojęzycznym. Czy takie też utwory będą dominowały na płycie, czy może będzie ona w pełni anglojęzyczna, tak jak wspomniany już "Fallen"?
Proporcje są mniej więcej pół na pół. Tak się złożyło, że niektóre piosenki po prostu nie brzmiały dobrze po polsku lub odwrotnie.
Jeśli miałbyś porównać "MedeiS" do waszych poprzednich wydawnictw, to jakie widzisz podobieństwa i różnice między nimi?
To naprawdę trudne porównanie. "MedeiS" to zupełnie inny wymiar, ale trudno się dziwić, przecież minęło 7 lat. Wiele się zmieniło od czasów "Requiem", z której również jestem dumny i uważam, że jak na tamte czasy była to niezwykła płyta i muzyka. Na "MedeiS" jest mniej techniki, a więcej feelingu. Nie jest tak ostra jak "Requiem", ale za to o wiele cięższa. Dużo bardziej rozbudowana i przemyślana tekstowo i wokalnie. W końcu pogodziłem się z byciem wokalistą i nawet to polubiłem (śmiech)…
Czy podczas nagrywania nowej płyty wykorzystywaliście standardowe instrumenty (gitara, bas, perkusja), czy też może usłyszymy jakieś zaskakujące i niestandardowe brzmienia?
Użyliśmy mnóstwa różnych, zaskakujących czasem instrumentów, jak choćby sitarogitarę, kolektor łączący rury kanalizacyjne, elektryczne i akustyczne skrzypce, setki skrzypiec, klawisz (jeden, ale za to Nord Lead), przeszkadzajki, konga, pozytywkę z Bliskiego Wschodu (w "SiedeM") i mnóstwa innych, przeważnie akustycznych. To wszystko nadało jeszcze większej kolorystyki muzyce. Stosowaliśmy eksperymenty z wokalem, bardzo często go odwracając. Śpiewałem partie lub pojedyncze słowa również od tyłu. Dużo się dzieje (śmiech).
Jak oceniacie kondycję szeroko pojętej sceny metalowej w Polsce oraz jakie nadzieje z nią wiążecie w związku z wydaniem "MedeiS"?
Po latach stagnacji i całkowitym wyparciu jej z mediów ciężka muzyka znów powraca. I to dużo dojrzalsza i bardziej przemyślana niż w czasach, gdy się po raz pierwszy pojawiła. I trzeba się z tego cieszyć, bo to muzyka szczera i dlatego warto jej słuchać. Grały z nami na trasie promującej "MedeiS" takie zespoły jak Hedfirst, Archeon, Quo Vadis, Neolithic, Chainsaw, Project X, Nikt, Disarm, Coffins, Berial, Altair czy Bright Ophidia. To nowa krew, doskonałe zespoły. I jest takich zespołów bardzo dużo. Mam nadzieję, że "MedeiS" przyczyni się do wzrostu zainteresowania ciężką muzyką w Kraju Umarłych.
Razem z wami na zbliżającej się trasie po Polsce wystąpi kilka różnych zespołów. Miał również wystąpić Loch Ness – zespół Krzyśka Zalewskiego, zwycięzcy dość komercyjnego programu Idol. Jak powstał pomysł wspólnych występów podczas waszej trasy koncertowej?
Niestety, Loch Ness nie zagrało na tej trasie ani jednego koncertu, ale Krzysiek zaśpiewał z nami jeden kawałek w swoim rodzinnym Lublinie. Wyszło bardzo fajnie. Spoko gość. Całą trasę i wszystkie związane z nią rzeczy organizował Arek Michalski, również dotyczy to zespołów występujących wraz z nami.
Czy planujecie promocję nowej płyty za granicą? Jeśli tak, to w jaki sposób i na jakich rynkach chcielibyście się skupić?
Oczywiście, planujemy to już od dawna. Wykonaliśmy już kilka ruchów promocyjnych i czekamy na odzew. Wielu recenzentów podkreśla, że to produkcja na poziomie światowym. Pytanie czy muzyka się obroni. Wierzymy, że tak (śmiech).
Na koniec pytanie z innej beczki. W jednym z wywiadów powiedziałeś: "Jesteśmy ofiarami skorumpowanego systemu, niewolnikami powszechnego fałszu i zakłamania i nie mamy zamiaru przechodzić nad tym do porządku dziennego. I jest nas coraz więcej…" Czy planujecie być metalowym odpowiednikiem Sweet Noise i poprowadzić do buntu przeciwko systemowi, czy też może podsuwacie inne rozwiązania?
Walczymy o to konsekwentnie od 18 lat… Zarówno "Requiem", "Live" jak i "MedeiS" to walka o świadomość, bo tylko to pomoże nam zrozumieć kim jesteśmy i w jakim kraju i świecie żyjemy. Jako pacyfiści brzydzimy się przemocą, więc tekstami i muzyką staramy się dotrzeć do tych, którzy myślą tak samo lub podobnie. A szyderstwem obdarzyć uczciwie wszystkich, którzy na to zasługują. To też bardzo mocna broń, może bardzo zaboleć. Hipokryci będą obrażeni. Najważniejsze jest to, że to właśnie my żyjemy w tym kraju i to od nas zależy jak będziemy żyli i do czego dojdziemy. I jeśli ktoś musi rządzić takimi jak my, to wybierzmy takich ludzi, którym ufamy. Musimy więc zacząć się tym interesować dla naszego własnego dobra. I to dotyczy większości aspektów naszego życia. I musimy zrobić to sami.
Dzięki za rozmowę. W imieniu serwisu Metal.PL życzę wam co najmniej takich sukcesów dla "MedeiS", jakie odniósł kawałek "Kiedy umieram…" oraz żebyśmy zobaczyli się wkrótce na jednym z waszych koncertów.
To dla mnie przyjemność. Dziękuję i pozdrawiam. I jeśli mogę coś powiedzieć: przychodźcie na koncerty! Jak przestaniecie to robić, zespoły będą odchodzić, a prawdziwa, szczera muzyka umrze. To właśnie na koncertach będziecie mieli szansę oderwać się od tego, co was wnerwia. Nawet dla tych kilku godzin warto. A jest szansa, że pomoże na dłużej. Trzymajcie się!